W marcu jak byłam na SXSW w Austinie, Teksasie, miałam okazję porozmawiać z Kasią i Kamilem z zespołu Lilly Hates Roses. Opowiadali jak się bawili na SXSW, o swoich pięknych utworach i drogi muzycznej.
tutaj wywiad po japońsku.
********************************
Jak się bawicie na sxsw?
Kamil: Jest niesamowicie. Jesteśmy w ogóle zakochani w tym mieście od samego początku. Jeszcze nigdy nie byłem na takim festiwalu i żadny inny by nie zbliża się takiego klimatu, który jest tutaj.
Kasia: Chłoniemy wszystko, co się dzieje, i koncerty i inne poczty wydarzenia i pogody. Cieszymy się słońcem.
Kamil: Byliśmy na tym Expo Gamingowe, i to też niesamowite przeżycie. Byli ludzie w cosplayer i było niesamowicie. Koncerty i ten sam vibe tego miasta i szóstej ulicy.
Jakich fajnych artystów zobaczyliście?
Kamil: Byliśmy na Iggy Pop wczoraj.
Kasia: Było bardzo głośno, ale było ekstra.
Kamil: W fajnym składzie grał, bo był Josh Homme z Queen Of The Stone Age, Matt Helders z Arctic Monkeys. Naprawdę miał niezły skład. Byliśmy na imprezie hiphopowej, gdzie byliśmy jedynymi białymi. Było śmiesznie, ale właśnie fajnie być na takim miejscu.
A co dalej chcecie zobaczyć?
Kamil: Kasia wczoraj poznała wokalistę Wolfmother, no i chcemy posłuchać. I Ra Ra Riot. Niestety graliśmy na kładkę z Crystal Castles i Neon Indian i oni już nie grają drugiego koncertu. Mam nadzieję, że uda nam się zobaczyć The Dumplings w sobotę.
Wasza muzyka ma piękną popową melodię i wasze harmonie. Jakiej muzyki słuchaliście, że doszliście do swojego stylu?
Kasia: To się cały czas zmienia, bo słuchamy bardzo różnej muzyki i różne rzeczy na to wpływają. Na przykład dla mnie takim startem była płyta Bon Ivera, „For Emma, Forever Ago”. Miałam wtedy taki krytyczny moment, że myślałam, że totalnie nie wiem, co mam ze sobą zrobić i myślałam sobie, że nie znajdę jakiejś drogi tego, co naprawdę mi się podoba. Ta płyta jakoś tak otworzyła mnie oczy, i myślałam sobie, Tak! Jest muzyka, która jest dla mnie idealna.
Kamil: Dla mnie takim triggerem, żeby zacząć ten zespół, była płyta, „In The Aeroplane Over The Sea”, zespołu Neutral Milk Hotel. W tym było coś takiego, że brytyjski punk rock pomieszany trochę z Bob Dylanem, gdzie mają naprawdę niesamowite teksty, które mają taką słodko gorzkość w sobie. Bardzo lubimy też The Raveonettes na zasadzie na drugiej płycie. Już idziemy trochę w kierunku shoegaze też.
Możecie trochę opowiedzieć jak i kiedy zaczęliście robić muzykę jako zespół?
Kamil: Poznaliśmy 4 lata temu. Kasia mnie zaproponowała, żebyśmy nagrali piosenkę razem. Z takiego muzycznego skoku zrobiło się ten projekt. Który trwa od 3 lat. To była piosenka Youth, która miała swoją premierę w KEXP, Seattle.
Kasia: Dokładnie.
Kamil: To było niesamowite, bo my wysłaliśmy po prostu maila do nich i oni odpisali, że piosenka jest ekstra i czy mogłaby na przykład zrobić z tego the song of the day. To dla nas to było szok i też stwierdziliśmy, że mamy niesamowity impuls, żeby zacząć grać i uwierzyliśmy w siebie bardzo. I dzięki tej wierzy w siebie i ciężkiej pracy, po 3 latach możemy być tutaj. Nawet jeśli wczorajszy koncert nie był zbyt tak, jak chciałoby, sam fakt, że bycia tutaj jest niesamowite wyróżnienie.
Kasia: Tak, i wczorajszy koncert nam przypomniał nasz pierwszy koncert w Polsce. W pewnym sensie trochę nas nostalgicznie się zrobiło. Od momentu, kiedy postanowiliśmy założyć zespół, cały czas popracujemy i widzimy efekty i to nam daje siłę, żeby cały czas grać i nie przestawać.
W zeszłym roku wydaliście nową płytę. Jak było odbiór od ludzi?
Kamil: Odbiór był dość ciekawy, bo nasza płyta jest zupełnie inna od pierwszej, więc część fanów, która polubiła nas za tą nostalgię i ciszę, była zaskoczona na zasadzie, że myśleli, że druga płyta będzie rozwinięciem pierwszej.
Kasia: No część fanów była zaskoczona, ale na szczęście większość z nami została. I dostaliśmy dużo dodatkowych publiczności, która nas poznała dzięki drugiej płycie. Ale najważniejszy dla nas jest to, że nagraliśmy taką płytę, jaką chcieliśmy i nie ograniczaliśmy w żaden sposób, nie mieliśmy przemyślanego planu, że jakbyśmy chcieli, żeby to wyglądało. Później dopiero zastanawialiśmy się, czy to na pewno pasuje do naszej pierwszej płyty? (śmiech)
Kamil: Widzę wspólny mianownik pomiędzy pierwszą a drugą, bo to jest taki rodzaj songwriterskiego. Jednak mimo, to nadal są podobne struktury piosenki. Co prawda teraz jest bardziej rozwinięty, dojrzały względem pierwszej, ale jakby to jest dość charakterystyczną cechą tego zespołu jest właśnie harmonie wokalowe, które utrzymujemy przez cały czas.
Jak wyście doceniali pierwszą i drugą płytę?
Kamil: Ja wierzę, że nie ma płyty skończonej, tylko ewentualnie porzucony, więc zamykanie pewnego rodzaju energii i jest najbardziej ścierą formą ekspresji. Uważam, że nasza druga płyta jest z muzycznego punktu widzenia lepsza niż pierwsza, ze względu na to, że cały czas rozwijamy się jako zespół, jako muzycy, ale nie zmieniłbym nic w pierwszej płycie. Ma swój klimat delikatny i dużo niedoskonałości na tej płycie, ale to czyni ją właśnie taką jaka jest. Można by cały czas wygładzać i poprawiać, ale wtedy ona by traciła aktualności, traciłaby tej energii.
A o czym jest ta piosenka „Mokotów”? Wiem, że to jest dzielnica Warszawy, ale nie jesteście z Warszawy, nie?
Kamil: Mokotów jest taka dzielnica w Warszawie, gdzie jest ulica Domaniewska, gdzie znajduje się centrum wszystkich spółek akcyjnych i wszystkich rodzajów korporacji i dużych firm. I mówi się na to Mordor z Władca Pierścieni. Tam ludzie pracują po 18 godzin i wychodzą jak zombie. O godzinie 18 jest tam kompletnie pusto, jest wymarłe miasto, a o godzinie 7 rano jest tak jak w Tokio. Ta piosenka opowiada trochę takiej emocji jechania tramwajem w tamtym kierunku. Nigdy tam nie pracowaliśmy, ale mieliśmy taki moment, że mieszkaliśmy na Mokotowie przez chwilę. Za każdym razem, kiedy jechaliśmy do studia nagrań, to widzieliśmy tych ludzi, którzy jechali półmartwi. Ta piosenka mniej więcej o tym opowiada, żeby nie popaść w obłęd, kiedy potrzebujesz trochę odkleić od wszystkich obowiązków, które masz, i żeby znaleźć w tym wszystkim siebie.
Macie kolaborację z Dawidem Podsiadłem. Jak to się stało i jak się z nim pracowało?
Kasia: My się poznaliśmy jak graliśmy wspólną trasę z Dawidem, Wtedy zakochaliśmy się, więc jak nagrywaliśmy drugą płytę to pomyśleliśmy, że chcielibyśmy mieć jakiegoś gościa na płycie. Uważam, że Dawid jest świetnym wokalistą, więc stwierdziliśmy, że jeśli się zgodzi, to bardzo byłoby fajnie.
Kamil: Nie byliśmy przy pracy podczas procesu nagrywania tej piosenki. Wysłaliśmy mu tylko rekkę i on odesłał nam już zrobioną wersję. Z samego sposobu interpretacji piosenek chyba jest dużym powodem, dlaczego on jest znany i sławny, bo on ma niesamowitą zdolność do interpretacji tekstów i tak też zrobił z tą piosenką. To jest niesamowita, że śpiewa tą piosenką jakby to była jego piosenka, którą napisał i wydaje części siebie za każdym razem kiedy bierze udział w jakiejś kolaboracji.
Kasia: Pamiętam, że jak już Dawid nagrał ten wokal to napisał do mnie w jaki sposób zinterpretował tekst i o czym dla niego jest tekst, bo wiadomo, że każdy ma jakąś swoją interpretację. I mówił też, że bardzo mu się podobał i słuchał w kółko tego.
Kiedy tworzycie, co jest dla Was taką najważniejszą podstawą, do której zawsze wracasz?
Kasia: Dla mnie jest to, żeby być prawdziwi cały czas i żebyśmy nic nie robili wbrew sobie, bo jestem na to strasznie uczulona i ludzie nie są głusi i zawsze usłyszą, jeżeli ktoś robi wbrew sobie. Dla mnie to jest najważniejszy,
Kamil: Muzyka jako część sztuki, jest formą ekspresji. Po koncercie człowiek trochę czuje się jakby wyrzucił z siebie coś. Jesteś na scenie zupełnie szczery. Dajemy z siebie całych nas. Na co dzień masz jakąś pozę, zawsze kogoś grasz. A w momencie, kiedy robisz sztukę i jesteś szczery, jest to dobry na ciebie jak terapia. Chyba najważniejszy jest autentyczność i forma wyrazu.
Graliście wcześniej w innych krajach oprócz SXSW?
Kasia: Tak, w sierpniu graliśmy 5 koncertów w Anglii. W 2014 graliśmy taką trasę przez Niemcy do Szwajcarii, potem Holandia, Belgia i Francja. Dość dużo gramy zagranicą.
Czyli można powiedzieć, że działacie w Europie.
Kamil: Tak staramy się. Nie wspieramy się za bardzo jakimś agencjami PRów, które by nam pomóc medialnie i robimy to sami. Zdajemy z tego sprawy, że to jest początek drogi, bo mimo tego, że udało nam się udeptać pewnego rodzaju pozycję na polskiej scenie muzycznej, to w zasadzie ona zagranicę nie ma żadnego znaczenia. Tam musisz po prostu jeszcze raz spodobać się i musisz powiedzieć kim jesteś. To jest bardzo trudny i wymaga dużej pokory.
Kasia: Ale nas to nie przeraża.
Kasia, ty brałaś ostatnio udział w innych projektach artystów.
Kasia: Tak, bardzo się cieszę, że mój głos gdzieś tam pojawia. Czuję się, że mogę się w to zaangażować i że mogę dać z siebie w tym projekcie. Właśnie teraz współtworzę taki projekt z Miuoshem i ze Jimkiem i ze Narodową Orkiestrą Polskiego Radia, gdzie Jimek przearanżował piosenki Miuosha na orkiestrę symfoniczną i śpiewam tam jedną piosenkę. To jest coś niesamowitego, warto zobaczyć.
Kamil: To zrobiło niesamowite wrażenie. Po prosto zderzenie w ogóle muzyki klasycznej z rapem jest niesamowite. Najbardziej niesamowite jest podejście tych osób z samej orkiestry. Oni zawsze grają Bacha czy Mozarta czy takie rzeczy i nagle mają symfoniczną wersję piosenek hiphopowych. I oni w ogóle w tym świetnie czują się, byli zafascynowani.
Kasia: Każdy był zafascynowani, ludzie z jednej i z drugiej strony, ludzie z świata muzyki poważnej i ludzie z hiphopowego świata.
Kiedyś byliście w Japonii?
Kasia&Kamil: Nie byliśmy.
Macie jakieś wspomnienie związane z Japonią?
Kamil: Jako dzieciak byłem bardzo wkręcony w manga i anime, także wszystkie rzeczy związane z Japonią kojarzy tylko i włącznie z tamtąd. Na przykład teraz oglądamy po raz trzeci serial „Death Note”.
Kasia: Właśnie dzisiaj mówiłam Kamilowi, że muszę sobie obejrzeć „Czarodziejki z księżyc” znowu, bo ostatni raz widziałam to chyba z 15 lat temu.
Kamil: Jestem fanem kina japońskiego w zasadzie różnego rodzaju filmów grozy i pamiętam, że z moim kolegą z liceum oglądaliśmy bardzo dużo tego typu. Każdy piątek oglądaliśmy film i doszliśmy do takiego etapu, kiedy oglądaliśmy to już poznawaliśmy aktorów.
Kasia: Też bardzo przerażało japońskie horrory.
Kamil: No i zawsze też byłem fanem „Ghost In The Shell”. To też jest niesamowite. To wyszło 1997 roku, kiedy w Polsce była boom na anime. W Polsce było tak, że w latach 90, był blok o japońskich anime od 15 do 18 codziennie od poniedziałku do piątku i wszystkie dzieciaki to oglądało. Wszyscy byli bardziej obczajeni generalnie z japońskimi bajkami niż z polskimi, no bo polskie były kojarzone przez naszych rodziców, typu Rexia albo Popek i Lolek. Dla nas to było już za stary, a z kolei u nas był Yattaman, Dragon Ball, Naruto, One Piece takie rzeczy.
Jak przyjedziecie do Japonii, to co chcielibyście zrobić?
Kasia: Zjeść sushi.
Kamil: Zjeść sushi i pójść na jakiś komikon.
Kasia: Ja bym chciała sobie kupić jakiś szalone ciuchy na Harajuku. Chciałabym zobaczyć i mogłabym w sumie będąc w Japonii w tym sposobu się ubierać.
Kamil: No i pójść na jakiś koncert Jrockowy. Byłoby niesamowite.
Jakie 3 płyty zabralibyście na bezludną wyspę?
Kamil: Ja bym wziął Neutral Milk Hotel „In The Airplane Over The Sea”. The Smiths „The Queen Is Dead” i Metallica „Master Of Puppets”.
Kasia: Ja na pewno Bon Ivera. I The Flaming Lips „Yoshimi Battles The Pink Robots”.
Kamil: The best of 80s.
Kasia: Ooo to dobre.(śmiech)
Dziękuję bardzo za rozmowę!
********************************
最後まで読んでくださってありがとうございます♪
にほんブログ村
にほんブログ村
|
|
|
|